Advertisement
Izba może więcej
Rozmowa z panem Czesławem Śleziakiem, wieloletnim parlamentarzystą (4 kadencje w Sejmie RP), ministrem środowiska w latach 2003-2004, inicjatorem powstania Polskiej Izby Ekologii.

Image
Czesław Śleziak
Przewodniczący Rady Polskiej Izby Ekologii


Image
Izba jest organizatorem corocznego
Konkursu "O EKOLAURY POLSKIEJ
IZBY EKOLOGII".
Na zdjęciu: uroczystość wręczenia nagród
- od lewej stoją:
A. Graczyński, Cz. Śleziak,
K. Grzesiak, G. Pasieka.
- Dziesięć lat temu był już w Polsce dostatek pozarządowych organizacji ekologicznych - niektóre działały dość hałaśliwie - po co komu Polska Izba Ekologii?
- Tak, pewne stowarzyszenia i fundacje już działały, zresztą jedne lepiej - drugie gorzej. Polska Izba Ekologii to jednak zupełnie coś nowego w całej palecie pozarządowych organizacji ekologicznych - to organizacja samorządu gospodarczego. Trzeba sobie przypomnieć, że 10 lat temu przygotowywaliśmy się do wstąpienia do Unii Europejskiej, trzeba było stworzyć wiele nowych aktów prawnych regulujących kwestie ekologiczne i oczywiście mających wpływ na gospodarkę. Pojawiały się wówczas także pewne niepokoje, czy wprowadzanie europejskich standardów ekologicznych nie odbije się negatywnie na kondycji polskich przedsiębiorstw. Były także apetyty i nadzieje na wielkie unijne pieniądze, które będzie mógł konsumować ekologiczny biznes. Był więc problem - jak dobrze przygotować się do tych wszystkich okoliczności, żeby nie zmarnować szans. Przedsiębiorstwa realizujące różne przedsięwzięcia proekologiczne oraz te, które planowały takie działania na własnym potencjale, czuły potrzebę integrowania się, żeby wspólnie zadbać o interesy biznesu ekologicznego. Takie opinie docierały do mnie wówczas, jako do posła, bardzo często.

- Kto więc przyszedł do Izby?
- Przyszły przedsiębiorstwa, które kierowały się wszystkimi tymi motywami, więc i te, które żyją z biznesu ekologicznego, i te, które chciały dobrze przygotować się do europejskich standardów. Przyszły, bo widziały w tym sens, bo wiedziały, że wspólny głos będzie lepiej słyszalny i szanse na skuteczne działanie będą większe. Na pierwszym, założycielskim zebraniu byli obecni przedstawiciele przedsiębiorstw. W 1999 r. Polska Izba Ekologii została zarejestrowana przez sąd i rozpoczęła działalność.
- Tak się składa, że kojarzę te czasy. Wokół idei Izby kręciły się wówczas głównie dwie osoby…
- Nikomu niczego nie ujmując było tak, że pomysł był mój, a Pan Adam Graczyński (wówczas dyrektor Głównego Instytutu Górnictwa) wcielił ideę w życie - udostępnił zaplecze organizacyjne i prawne. Byliśmy zgodni, że taka organizacja jest potrzebna, może być pożyteczna, więc doprowadziliśmy do zorganizowania spotkania przedsiębiorców, którzy założyli Polską Izbę Ekologii, uchwalając podstawowe dokumenty i program oraz wybierając władze. Pan Adam Graczyński, późniejszy senator, został pierwszym przewodniczącym Rady PIE, zaś prezesem Zarządu Rafał Kołakowski. Po czterech miesiącach prezesem został Grzegorz Pasieka i jest nim do dziś.

- Od czego zaczęła się działalność? Pamięta Pan?
- Pamiętam. Od dużej aktywności dotyczącej tworzonego wówczas prawa. Izba starała się, by nie hamując proeuropejskiego kursu, zadbać o interesy przedsiębiorców, a ściślej rzecz ujmując - by takie szkodliwe przepisy nie wkradły się do prawa.

- Oderwijmy się na chwilę od Izby. Nurtuje mnie taki problem - czy postęp ekologiczny, który się w Polsce dokonał, jest na miarę naszych szans, na miarę naszych możliwości? Ciekaw jestem, jak to ocenia były poseł, przewodniczący sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, sekretarz stanu, wreszcie Minister Środowiska.
- Pewnie można było zrobić więcej... Gdyby była większa wyobraźnia, gdyby nie brakowało wiedzy i doświadczeń, gdyby były te dyskusje, które dziś mamy za sobą - można by było lepiej to wszystko poukładać, również priorytety. Ale dziś łatwo dokonywać różnych ocen, a trzeba pamiętać, że polityka to jest sztuka robienia tego, co jest możliwe - polityka ekologiczna również. Z jednej strony mieliśmy różne ograniczenia, np. brak pieniędzy, ale także niska świadomość elit rządzących. To też był jeden z ważniejszych hamulców. Brakowało również właściwych struktur, nie mieliśmy dobrego systemu zarządzania środowiskiem - i do dziś nie mamy - nie mieliśmy dobrego prawa, nie mieliśmy także kadr przygotowanych na nowe wyzwania. Uczyliśmy się w przyspieszonym tempie i była to nauka "w boju", w przyspieszonym tempie. Patrząc z dzisiejszej perspektywy - można było zrobić dużo więcej, pod jednym warunkiem: gdybyśmy mieli więcej czasu na przygotowania, gdybyśmy mieli polityczną wolę na inną konstrukcję systemu zarządzania środowiskiem i - jak już mówiłem - odpowiednie kadry. Ale było tak, że musieliśmy się tego wszystkiego uczyć jednocześnie działając.

- Część z tych barier udało się pokonać, ale część, jak mi się wydaje, pozostała?
- Bariery, które się utrzymały, są poniekąd wymienione w Traktacie Akcesyjnym. Przecież to te problemy, na rozwiązanie których mamy okresy przejściowe, bo potrzebne są i pieniądze, i stosowne prawo, wreszcie kadry i technologie. Najpoważniejszy problem ekologiczny Polski to na pewno gospodarka wodno-ściekowa. Rozwiązanie tych kwestii pochłonie ok. 1/4 wszystkich wydatków na ochronę środowiska, czyli ok. 40 mld zł. Wiąże się to z koniecznością budowy, rozbudowy bądź modernizacji 1900 oczyszczalni ścieków, 40 tys. km sieci kanalizacyjnych. To jest najtrudniejszy problem z punktu widzenia wykonawstwa i ludzi. Z tym się borykamy, a powoli będą się kończyły okresy przejściowe. Druga bariera - gospodarka odpadami. Generalnie w Unii obowiązuje polityka ograniczania wytwarzania odpadów, a jeśli już, to należy poddawać je recyklingowi, a dopiero resztę składujemy. Tymczasem w Polsce nagromadzono ok. 2 mld ton odpadów (ok. 40% na Śląsku), z czego znacząca część to odpady niebezpieczne, czyli bezpośrednio zagrażające zdrowiu i życiu ludzi. Jest także wielki problem odpadów komunalnych. Jako kraj nie dopracowaliśmy się ani dobrego prawa, ani dobrego systemu. To zresztą wpływa na ograniczenie środków finansowych - Unia ma np. mniejszą skłonność, w tych okolicznościach, do przekazywania środków na gospodarkę odpadami. Co prawda, pojawiają się jaskółki dobrego systemu, np. model, który stworzyły gminy z okolic Żywiecczyzny, ale to są, niestety, sytuacje wyjątkowe. Nie dopracowaliśmy się także dobrego systemu finansowania gospodarki odpadami. Prawo dotyczące gospodarki odpadami jest rozproszone w kilkunastu ustawach i kilkudziesięciu rozporządzeniach - czasem niespójnych względem siebie. Pod koniec okresu mojego urzędowania jako ministra zleciłem opracowanie jednej ustawy regulującej wszystkie kwestie dotyczące gospodarki odpadami. Niestety, nikt później tego nie robił. Efekty? Niedawno słyszałem jak minister Nowicki mówił, że niedługo będziemy płacić ogromne kary za nieosiągnięcie założonego postępu w gospodarce odpadami.
Jest i taka kwestia - nie szanujemy w Polsce prawa, a prawa ochrony środowiska w szczególności. Kilkaset składowisk odpadów niespełniających jakichkolwiek norm powinno zostać natychmiast  zamkniętych, a przecież nie czyni się tego.Trzymając się tego wątku - za mało mamy dobrych prawników - specjalistów od ochrony środowiska. Na dodatek mamy słabe instytucje egzekwujące prawo ochrony środowiska. Czasami nie szanujemy sami siebie - sprawy środowiskowe traktujemy jako ważne, zawsze jednak znajdą się inne, które spychają środowiskowe na dalszy plan. Pamiętam sprawę Huty Bobrek w Bytomiu. Jednego dnia przychodzili i ci, którzy żądali zamknięcia huty natychmiast, i ci, którzy grozili, że za wszelką cenę będą tego zakładu bronili.

- A kadry, urzędnicy - za dużo ich czy za mało?
- Nie ma problemu "za dużo, za mało", tylko - jak przygotowanych, jak zarabiających i jak zorganizowanych, czyli w jakich strukturach pracujących. Uważam, że problem struktur jest w Polsce najważniejszy. Złe struktury są w stanie zabić każdą inicjatywę nawet najlepszych fachowców. Najpierw potrzebny byłby rzetelny audyt struktur i kadr, a także wola polityczna zmian na najwyższym szczeblu zarządzania. Nie jest to łatwe, bo przecież nietrudno narobić jakiegoś bałaganu albo naruszyć czyjeś interesy.

- No to doszliśmy do pieniędzy. Znam Pańską tezę, że jest ich dużo za mało.
- Tak, to prawda. Policzmy. W 2008 r. według szacunków wydaliśmy 10 mld zł. Gdyby taką kwotę wydawać corocznie do końca okresów przejściowych, możemy wydać nawet 80 mld zł. A przecież jest kryzys.  Tymczasem wyliczono, że koszty realizacjipolityki ekologicznej w okresie, o którym  mówię, to 140 mld zł, a przecież trzeba jeszczeuwzględnić ryzyko niedoszacowania. Jak by nie liczyć brakuje minimum 60 mld zł.  W okresie do 2016 r. sprawa jest bardzopoważna, bo zwiększanie kosztów korzystania ze środowiska też ma swoje granice, a pożyczanie w bankach to w perspektywie zwiększanie kosztów.

- To co robić? Skąd wziąć brakujące kwoty?
- Przede wszystkim dobrze wykorzystać strumienie pieniędzy z Unii Europejskiej - sam Program Operacyjny Infrastruktura i Środowisko daje szansę na 5 mld euro, a przecież to nie wszystko. Po drugie, trzeba zracjonalizować wydatki, koncentrując się na tych działaniach, które dają największe oczekiwane efekty ekologiczne, nie rozdrabniając się na wszystko. Na moje polecenie, jako ministra, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej opracował strategię osiągania efektów ekologicznych do 2015 r. i to powinien być kluczowy dokument dla polityki ekologicznej. Jest jednak kwestia najważniejsza - nowe instrumenty ekonomiczno-finansowe. Już w 2003 r. jako sekretarz stanu poprosiłem, by zespół wybitnych ekonomistów wykonał opracowanie na ten temat. Bo już wtedy można było sobie zdać sprawę, że dotychczasowe instrumenty, którymi chwaliliśmy się przed całą Europą, są niewystarczające, nie są w stanie wygenerować nowych środków finansowych. Niestety, później zarzucono te prace - do dziś nie pojawił się żaden nowy instrument. Zatem z dotychczasowego systemu trzeba zostawić te instrumenty, które sprawdzają się, ale pilnie poszukiwać nowych

- A alternatywa?
- Ogromne kary, które będziemy musieli płacić. Możemy zostać płatnikiem netto wobec Unii i to byłoby fatalne pod każdym względem.

- Czy Pana nie dziwi fakt, że okresowo popularne pojęcie "zrównoważony rozwój" gdzieś się zapodziało?
- Stwierdzam to z przykrością: zrównoważony rozwój nigdy nie był do końca poważnie traktowany, chociaż były okresy lepsze. Przecież kiedy byłem jeszcze przewodniczącym sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa Sejm przyjął uchwałę zobowiązującą rząd do przygotowania Strategii Zrównoważonego Rozwoju Polski do roku 2025. Jak na nasze warunki - myślenia od wyborów do wyborów - było to wydarzenie rewolucyjne. Po raz pierwszy elity polityczne zostały zmuszone do myślenia w tak długiej perspektywie. Niestety, w dalszym ciągu dominuje przewaga myślenia operacyjnego nad strategicznym - stąd popularność pojęcia "zrównoważony rozwój" blednie.

- Wróćmy na najbliższe podwórko - po 10 latach istnienia Polska Izba Ekologii okazała się ważna?

- Odpowiedzią na to pytanie jest fakt istnienia i działania tej organizacji do dziś i - mam nadzieję - jeszcze długo. Skupia ok. 130 przedsiębiorstw, bierze udział w tworzeniu prawa, organizuje szkolenia i konsultacje, organizuje edukację ekologiczną, integruje środowisko ekologicznego biznesu. A nawet więcej - może w większym stopniu pomagać w egzekwowaniu prawa, z uwagi na to, że skupia w swych szeregach  wiele ważnych przedsiębiorstw. Izba mogłaby wpłynąć na poważne potraktowanie potrzeby tworzenia nowych instrumentów ekonomiczno-finansowych w ochronie środowiska.

- Życzę sukcesów i dziękuję za rozmowę.
 

© 2024 Grupa INFOMAX